Osoby, które mnie znają wiedzą, że dużo "kombinuję" :) Oczywiście wszystko jest legalne i przez "kombinowanie" mam na myśli różne alternatywne źródła dochodu takie jak najem, obligacje, pożyczki społecznościowe, programy lojalnościowe, itp. Większość osób otrzymuje mniej lub bardziej stałą pensję i wychodzą z założenia, że nic więcej się nie da zrobić. Mam zdecydowanie inne zdanie i lubię szukać alternatyw i przy okazji uczyć się finansów.
Kilka miesięcy temu wszedłem na stronę jednego z komorników i znalazłem ogłoszenie o drugiej licytacji nieruchomości. Mieliśmy mnóstwo wątpliwości i nie mieliśmy ... środków, ale mimo to postanowiliśmy zaryzykować.
Była to druga licytacja co oznacza, że cena wywoławcza wynosiła 2/3 sumy oszacowanej przez rzeczoznawcę. W pierwszej licytacji cena wywoławcza to 3/4 sumy oszacowanej, widać więc, że można sporo ugrać.
Oczywiście nie ma róży bez kolców. Mieszkania nie można było zobaczyć w środku, ponieważ rzeczoznawca nie mógł wejść do lokalu, dodatkowo w mieszkaniu mieszkały 4 osoby, które mogły robić problemy przy wyprowadzce.
Mimo tych niedogodności postanowiliśmy zaryzykować.
Sprawdziliśmy operat szacunkowy i księgę wieczystą czy nie ma w niej wzmianek np. o służebności. Jako, że chodzi o mieszkanie spółdzielcze to udaliśmy się do Spółdzielni Mieszkaniowej z pytaniem czy ewentualny dług jest przypisany do mieszkania czy osoby (dla niektórych może to być głupie pytanie, ale woleliśmy się upewnić), na szczęście zaległości pozostają zobowiązaniem właściciela lokalu i nie przechodzą na kolejnego.
Aby przystąpić do licytacji należy najpóźniej dzień wcześniej wpłacić rękojmię (wynosi ona 10% sumy oszacowanej, czyli wyższej), która w przypadku nie wygrania licytacji zostaje zwrócona.
10 października 2014 roku udałem się do Sądu Rejonowego (licytacje nieruchomości przeprowadza sąd) na licytację. To była moja pierwsza wizyta w sądzie, więc byłem bardzo zdenerwowany. Z nerwów przyszedłem ponad 30 minut przed czasem i bardzo dobrze, bo poprzedzające licytacje szły bardzo szybko. W końcu komornik wyszedł przed salę i zaprosił na licytację.
W sali byłem tylko ja, komornik i sędzia :)
Komornik pokrótce wyjaśnił o co chodzi, sprawdził czy wpłaciłem rękojmię i zaczęła się licytacja.
Oczywiście sam ze sobą się nie biłem, więc stanęło na cenie wywoławczej. 3 minuty od wejścia do sali było już pozamiatane. Iście ekspresowe tempo, dłużej komornik spisywał moje dane z dowodu osobistego. Potrzebne było też pełnomocnictwo żony, ponieważ mamy wspólnotę majątkową.
Według informacji, które znaleźliśmy w internecie wcześniej wiedzieliśmy, że pozostałą kwotę musimy zapłacić w ciągu 2 tygodni, ewentualnie możemy napisać wniosek o wydłużenie terminu do 1 miesiąca. Jak pisałem wcześniej nie mieliśmy takiej gotówki, ale wiedzieliśmy, że możemy ją szybko i tanio pożyczyć od rodziny.
Po 3 tygodniach braku informacji ze strony sądu/komornika zaczęliśmy się nieco obawiać o naszą rękojmię i zadzwoniliśmy do sądu. Jak się okazało termin 2 tygodni nie biegnie od dnia licytacji tylko od dnia otrzymania wezwania do zapłaty, które w naszym przypadku doszło równo 2 miesiące od licytacji!!! Dzięki temu nie musieliśmy pożyczać pieniędzy, bo udało się dozbierać brakującą kwotę.
Tak oto w połowie grudnia wpłaciliśmy całość kwoty i czekaliśmy dalej na przysądzenie własności. I znów sporo się naczekaliśmy aż w końcu 25 stycznia otrzymaliśmy postanowienie o przysądzeniu. Można by rzecz, że jesteśmy u celu, niestety w przysądzeniu własności był błąd z imionach, co spowodowało, że własność była nasza, ale w księdze wieczystej zmiany zrobić nie możemy.
Teraz czekamy na uprawomocnienie tej korekty imienia. Na szczęście ten błąd nie spowodował, żadnych perturbacji w Spółdzielni.
Mieszkanie jest nasze i ... możemy zacząć płacić czynsz :)
W kolejnym poście napiszę jakie mamy plany co do mieszkania.
Kilka miesięcy temu wszedłem na stronę jednego z komorników i znalazłem ogłoszenie o drugiej licytacji nieruchomości. Mieliśmy mnóstwo wątpliwości i nie mieliśmy ... środków, ale mimo to postanowiliśmy zaryzykować.
Była to druga licytacja co oznacza, że cena wywoławcza wynosiła 2/3 sumy oszacowanej przez rzeczoznawcę. W pierwszej licytacji cena wywoławcza to 3/4 sumy oszacowanej, widać więc, że można sporo ugrać.
Oczywiście nie ma róży bez kolców. Mieszkania nie można było zobaczyć w środku, ponieważ rzeczoznawca nie mógł wejść do lokalu, dodatkowo w mieszkaniu mieszkały 4 osoby, które mogły robić problemy przy wyprowadzce.
Mimo tych niedogodności postanowiliśmy zaryzykować.
Sprawdziliśmy operat szacunkowy i księgę wieczystą czy nie ma w niej wzmianek np. o służebności. Jako, że chodzi o mieszkanie spółdzielcze to udaliśmy się do Spółdzielni Mieszkaniowej z pytaniem czy ewentualny dług jest przypisany do mieszkania czy osoby (dla niektórych może to być głupie pytanie, ale woleliśmy się upewnić), na szczęście zaległości pozostają zobowiązaniem właściciela lokalu i nie przechodzą na kolejnego.
Aby przystąpić do licytacji należy najpóźniej dzień wcześniej wpłacić rękojmię (wynosi ona 10% sumy oszacowanej, czyli wyższej), która w przypadku nie wygrania licytacji zostaje zwrócona.
10 października 2014 roku udałem się do Sądu Rejonowego (licytacje nieruchomości przeprowadza sąd) na licytację. To była moja pierwsza wizyta w sądzie, więc byłem bardzo zdenerwowany. Z nerwów przyszedłem ponad 30 minut przed czasem i bardzo dobrze, bo poprzedzające licytacje szły bardzo szybko. W końcu komornik wyszedł przed salę i zaprosił na licytację.
W sali byłem tylko ja, komornik i sędzia :)
Komornik pokrótce wyjaśnił o co chodzi, sprawdził czy wpłaciłem rękojmię i zaczęła się licytacja.
Oczywiście sam ze sobą się nie biłem, więc stanęło na cenie wywoławczej. 3 minuty od wejścia do sali było już pozamiatane. Iście ekspresowe tempo, dłużej komornik spisywał moje dane z dowodu osobistego. Potrzebne było też pełnomocnictwo żony, ponieważ mamy wspólnotę majątkową.
Według informacji, które znaleźliśmy w internecie wcześniej wiedzieliśmy, że pozostałą kwotę musimy zapłacić w ciągu 2 tygodni, ewentualnie możemy napisać wniosek o wydłużenie terminu do 1 miesiąca. Jak pisałem wcześniej nie mieliśmy takiej gotówki, ale wiedzieliśmy, że możemy ją szybko i tanio pożyczyć od rodziny.
Po 3 tygodniach braku informacji ze strony sądu/komornika zaczęliśmy się nieco obawiać o naszą rękojmię i zadzwoniliśmy do sądu. Jak się okazało termin 2 tygodni nie biegnie od dnia licytacji tylko od dnia otrzymania wezwania do zapłaty, które w naszym przypadku doszło równo 2 miesiące od licytacji!!! Dzięki temu nie musieliśmy pożyczać pieniędzy, bo udało się dozbierać brakującą kwotę.
Tak oto w połowie grudnia wpłaciliśmy całość kwoty i czekaliśmy dalej na przysądzenie własności. I znów sporo się naczekaliśmy aż w końcu 25 stycznia otrzymaliśmy postanowienie o przysądzeniu. Można by rzecz, że jesteśmy u celu, niestety w przysądzeniu własności był błąd z imionach, co spowodowało, że własność była nasza, ale w księdze wieczystej zmiany zrobić nie możemy.
Teraz czekamy na uprawomocnienie tej korekty imienia. Na szczęście ten błąd nie spowodował, żadnych perturbacji w Spółdzielni.
Mieszkanie jest nasze i ... możemy zacząć płacić czynsz :)
W kolejnym poście napiszę jakie mamy plany co do mieszkania.
hehe a to dobre. nie było więcej chętnych na zakup mieszkania z licytacji komorniczej? Mam znajomoego, który chodzi na takie licytacje w swoim mieście (szczecin) i mówi, że zawsze jest mniejsza lub większa grupka osób.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń